Święty Wojciech


Wiosną 977 roku, w trakcie wyprawy misyjnej do Prus, św. Wojciech przybył do Gdańska. Tu, według współczesnych mu, benedyktyńskich zakonników Jana Kanapariusza i św. Brunona z Kwerfurtu odprawił Mszę św. i udzielił chrztu wielkiej rzeszy ludzi.

Działo się to, według tradycji, na dzisiejszym wzgórzu św. Wojciecha – dawnym miejscu kultowym pogan. Tu także, po męczeńskiej śmierci w Prusach, miało nastąpić wykupienie ciała św. Wojciecha, a istniejąca do dziś kaplica na wzgórzu (XIV w.) mała być wzniesiona nad pierwszym grobem Świętego (997-1000).

W 1997 roku obchodziliśmy 1000 lecie Chrztu Gdańska i 1000 lecie Sanktuarium św. Wojciecha. W uroczystości te zaangażowali się mieszkańcy naszej dzielnicy i parafii, szczególnie młodzież i dzieci.

Najdawniejsza nazwa naszej dzielnicy wywodzi się od drzewa czczonego przez pogan i brzmiała „Dąb”, „Dębica” lub „Dębno”. Jeszcze w XIII w. w dokumencie z 1236 roku, w którym książę Światopełk II udziela nadań i przywilejów dla istniejącego tu kościoła i klasztoru Benedyktynów, spisanego po łacinie, używa się określenia „ecclesie sancti Adalberti ad QUERCUM” – czyli kościół św. Wojciecha pod DĘBEM. Dzisiejsza nazwa „Święty Wojciech” pochodzi od imienia Świętego i od kościoła pod jego wezwaniem. Do tego miejsca w kwietniu 997 roku przybywa misjonarz Wojciech by chrzcić pogan.

Przyszły męczennik i święty urodził się w 956 lub 957 roku na zamku Libice na Morawach – jako szóste z kolei dziecko władców tego księstwa; Sławnika herbu Poraj i Strzyżysławy, siostry czeskiego króla Bolesława Srogiego. Córką Srogiego była Dobrawa, matka naszego króla Bolesława Chrobrego. Św. Wojciech i Bolesław Chrobry byli więc ze sobą spokrewnieni.

Wojciech,jako małe dziecko, ciężko zachorował. Jego rodzice zanieśli go do zamkowej kaplicy i przed ołtarzem Matki Boskiej ofiarowali go Bogu Ojcu w zamian za ocalenie. Wojciech wyzdrowiał. Gdy był młodym chłopcem na zamku w Libicach pojawił się biskup Adalbert, będący w drodze na Ruś. Zwrócił uwagę na chłopca i na prośbę rodziców udzielił mu sakramentu bierzmowania; zalecił też rodzicom kształcenie Wojciecha. Miejscowy ksiądz uczył go czytania, pisania, rachunków, gramatyki, łaciny i pieśni kościelnych. Jak każdy młody człowiek szlacheckiego, rycerskiego i książęcego stanu zaprawiał się w jeździe konnej, fechtunku , polowaniach i ogólnej sprawności fizycznej. Zdecydowanie wolał te właśnie zajęcia niż nudne nauki z kapelanem. Jednak jego nauczyciel, Radło, potrafił z czasem wzbudzić w chłopcu zainteresowanie nauką.

W 972 roku rodzice wysyłają Wojciecha do szkoły katedralnej w Magdeburgu. Arcybiskupem Magdeburga był już wtedy Adalbert, znany Wojciechowi z pobytu w Libicach. Ten udziela mu po raz wtóry sakramentu bierzmowania nadając własne imię. Pod tym imieniem św. Wojciech znany jest na zachodzie Europy. Po 9 latach studiów, w roku 981 wraca do domu jako diakon. Wkrótce umiera jego ojciec, a niedługo potem jest świadkiem agonii i śmierci biskupa Pragi Dytmara. Uważany za „dobrego pasterza” Dytmar w obliczu śmierci oskarżał sam siebie o złe sprawowanie posługi pasterskiej. Był to wstrząs dla młodego kapłana. Od tego momentu zaczyna się jego „nawrócenie”.

W roku 983, po długich procedurach, Wojciech zostaje wyświęcony na biskupa i zajmuje miejsce Dytmara. Pamiętny straszliwej śmierci swego poprzednika postępuje zupełnie inaczej.

Rozpoczął od wizytacji swojej diecezji. Jej wyniki były porażające. Nawrót pogaństwa, brak przestrzegania przykazań, wielożeństwo, zemsta, zabójstwa, handel niewolnikami, fatalny stan moralności i religijności wśród kapłanów. Biskup żądał reformy praskiego Kościoła, naprawy dusz, zmiany obyczajów, budowy kościołów, nowych gorliwych kapłanów, świątobliwych zakonników. 5 lat upartej walki o naprawę czeskiego Kościoła wyczerpało biskupa. Wystąpili przeciwko niemu książę, wielmoże, niemieckie w większości duchowieństwo, opuścili go wszyscy prócz małej grupki ludzi. Wśród nich znalazł się proboszcz katedry praskiej Willigo i brat biskupa Radzym-Gaudenty. Wygnańcy udali się do Rzymu, do papieża. Wojciech przedstawił papieżowi swoją sytuację i uzyskał zwolnienie z obowiązków biskupa Pragi. Za radą pustelnika Nila udał się do klasztoru świętych Bonifacego i Aleksego na Awentynie w Rzymie. Tu znalazł spokój i ukojenie, złożył wieczyste śluby posłuszeństwa, czystości i ubóstwa.

Jednak wkrótce czekała go nowa próba. Bolesław II przysłał do niego swego brata, zakonnika Strachkwasa i dawnego nauczyciela – Radło z prośbą o powrót do Pragi. Wojciech wraca i na nowo rozpoczyna pracę apostolską. Jednak w Czechach nic się nie zmieniło. Miary boleści i niezrozumienia dopełniło złamanie przez rozwścieczony tłum i żołdaków Bolesława Przemyślidy II prawa azylu. Wyciągnęli oni z kościoła św. Jerzego kobietę, która tam się schroniła i brutalnie zamordowali nie bacząc na biskupa. Biskup rzucił klątwę na księcia Bolesława i ponownie musiał opuścić Pragę. Udał się na Węgry, gdzie założył klasztor benedyktyński w 995 roku. Tu dotarła do niego tragiczna wiadomość.

Bolesław II, przy pomocy rodu Wereszowców, wyciął w pień całą rodzinę Sławników. Pozostali przy życiu jedynie biskup Wojciech, jego brat Gaudenty przebywający w Rzymie oraz drugi brat Sobiebór goszczący na dworze Ottona III.

Wojciech wraca na Awentyn by ponownie zatopić się w modlitwie i pracy. Tu spotyka się z cesarzem Ottonem, gorliwym chrześcijaninem i myślicielem o skłonnościach ascetycznych. Do ponownych spotkań, rozmów i modlitw doszło między nimi w Moguncji dokąd udał się Wojciech, by ostatecznie rozwiązać sprawę odejścia z Pragi. Tu właśnie skrystalizował się jego plan udania się na misje. „Pragnął stać się godnym umrzeć za Chrystusa, za wiarę” (K. J. Lalewicz). Wspomniałam wyżej o pokrewieństwie łączącym św. Wojciecha i Bolesława Chrobrego. Na jego dworze w Gnieźnie przebywał wówczas brat Wojciecha – Sobiebór. Chrobry pragnął by Wojciech i Gaudenty krzewili i umacniali wiarę chrześcijańską w królestwie Polan. Jednak plany Wojciecha były inne. Marzył o niesieniu Chrystusa do pogańskich plemion. Wybrał Prusów. Ich kraina rozciągała się na wschód od dolnej Wisły i sięgała wzdłuż Morza Bałtyckiego do rzeki Niemen. Wraz z nim na misje udali się Radzym-Gaudenty i Polak Benedykt, który miał pełnić także rolę tłumacza.

Wyruszyli z Gniezna w eskorcie 30 wojów Chrobrego. Wśród badaczy przebiegu podróży misyjnej św. Wojciecha istnieje spór czy podróż tę odbył lądem czy wodą? Wiele miejscowości w Polsce powołuje się na tradycję pobytu w nich Świętego; zarówno w drodze do Prus jak i w trakcie przewożenia do Gniezna jego ciała. Jeden fakt jest bezsprzeczny. Wizyta w Gdańsku, potwierdzona przez Jana Kanapariusza. Z tradycji i nazwy naszej dzielnicy wywodzimy przekonanie, że chrzest „wielkiej rzeszy ludzi”, dokonany został, na wzgórzu w Świętym Wojciechu. Po odprawieniu Mszy św. – Wojciech wsiada do łodzi i udaje się drogą morską do Prus – o czym pisze Jan Kanapariusz: „Św. Wojciech udaje się na morze, znika z oczu tych, których już nigdy nie miał zobaczyć”. Łódź z pasażerami ląduje w pobliżu pruskiego portu Truso, który dziś nie istnieje ale prawdopodobnie leżał w okolicach Zalewu Wiślanego. Tu załoga wysadza misjonarzy i w pośpiechu odpływa nie chcąc narażać się na konflikt z pogańskimi Prusami.

Misja pruska zakończyła się męczeńską śmiercią Wojciecha, Nie udało mu się nawrócić Prusów. Nie wiemy także, gdzie dokładnie dokonało się męczeństwo Świętego. Zarówno bowiem Jan Kanapariusz jak i Brunon z Kwerfurtu nie wymieniają nazwy tego miejsca. Przypuszcza się, że stało się to w miejscowości Święty Gaj w okolicach osiedla Pachoły.

Obydwa żywoty natomiast, a także „Pasja św. Wojciecha” spisana na podstawie ustnych przekazów szczegółowo opisują przebieg mordu, dokonanego na bezbronnym misjonarzu; mówią o sprofanowaniu jego ciała, wykupieniu zwłok przez wysłanników Chrobrego, zawierają piękne legendy. Jedna z nich opisuje właśnie wykupienie ciała męczennika. Niestety, wymienione wyżej dokumenty nie podają nazwy miejsca, gdzie to nastąpiło. Wielowiekowa tradycja mówi, że stało się to na naszym wzgórzu.

Tak zaczęła się historia naszej dzielnicy, od ponad tysiąca lat związana ze świętym męczennikiem, kościołem i parafią pod jego wezwaniem.

Albina Wiktorska