Pożegnanie Mamy ks. Marka, śp. Kazimiery Czajkowskiej


Mamusia moja Kazimiera Czajkowska, skończyła 89 lat 5 stycznia tego roku. W poniedziałek, 31 stycznia, jej choroba nowotworowa dała o sobie znać dużymi trudnościami w oddychaniu. Był to dzień św. Jana Bosko, założyciela Zgromadzenia Salezjanów. Mama wraz z Tatą wychowywali się pod okiem Księży Salezjanów, ukończyli w latach 40tych Gimnazjum przez nich prowadzone w Ostrzeszowie Wielkopolskim, gdzie się urodziłem. Tam zrobili małą maturę i dalej uczyli się już w Gdańsku. Tata w kierunku projektowania statków, Mama przeszła przez Technikum Budowlane. Całe życie pracowali oboje jako projektanci w swoich dziedzinach.  Po zawarciu sakramentu małżeństwa w roku 1953, na naszej rodzinnej drodze był Sopot, Wrzeszcz, Brzeźno i w końcu Gdańsk Osowa. Tu właśnie, w parafii Chrystusa Zbawiciela, w piątek 11 lutego, w święto NMP z Lourdes, pożegnaliśmy Mamusię na Mszy świętej. Był z nami serdeczny Przyjaciel moich Rodziców, ks. Biskup Wiesław Szlachetka, który w Osowie był najpierw 14 lat wikariuszem, a potem wybudował nowy kościół w sąsiedniej Osowskiej Parafii pw. św. Polikarpa Bpa. Ks. Bp Wiesław, jako Biblista, wygłosił do nas piękne kazanie o Słowie Bożym i potrzebie słuchania Go w życiu. „Wystarczy odrobina dobrej woli, i każdy może usłyszeć Słowo Boże”. Na Mszy św. w Osowie byli obecni przyjaciele kapłani, także z seminarium duchownego w Oliwie, klerycy, wielu przyjaciół z różnych środowisk, wiele osób z Rodziny. Mama i Tata wzrastali w świetle Don Bosko oraz Harcerstwa o przedwojennych Tradycjach. Mamusia moja spoczęła na cmentarzu przy kościele św. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza w Chwaszczynie. Na tyle blisko kościółka, aby słyszeć każdą Mszę świętą.  W ostatnich dniach jej cierpienia wydarzyło się coś bardzo pięknego i Bożego, poza ludzkim scenariuszem i staraniem. Przez trzy ostatnie dni, czyli, w pierwszy czwartek, pierwszy piątek i pierwszą sobotę miesiąca lutego, mogłem przy Mamie w naszym rodzinnym domu w Osowie sprawować Mszę świętą. Uczestniczyła w Niej wśród dużego cierpienia, z trudem oddychając, powtarzając cicho „jestem niegodna tej łaski”… Przeżyła więc swoiste Triduum Paschalne Pana Jezusa. W niedzielę 6 lutego Pan Jezus zabrał ją do Siebie, gdy w kościółku św, Wojciecha odprawiałem niedzielną Mszę świętą o 10.30. Odeszła więc z Chrystusem Zmartwychwstałym. W takiej sytuacji trudno się smucić. Uwielbiamy Dobroć Bożą, która raduje się w takich Darach dla nas. Serdecznie dziękuję Wszystkim Parafianom, Przyjaciołom, za modlitwę ofiarowaną mojej Mamie w tych dniach. Niech sam Pan Jezus będzie Wam nagrodą. A na Kaziuki, 4 marca – niech święty Patron Mamy, Kazimierz Królewicz, nam wraz z nią pobłogosławi z Nieba. Pozdrawiam, i zawierzam Miłosierdziu Bożemu Wszystkich naszych Drogich zmarłych. ks. Marek. Alleluja!