Boże Ciało. 20 czerwca 2019


Uroczystość Bożego Ciała jest jakimś pięknym zwieńczeniem naszego życia kościelnego, parafialnego. Zbieramy się zawsze na Mszy świętej, odświętnie ubrani, przeżywający radość chwili. Słuchamy z zapartym tchem Słowa Bożego, śpiewamy pieśni ku czci Jezusa eucharystycznego, idziemy masowo do Komunii świętej….  Aż wreszcie organizujemy się w piękną procesję, niosąc z dumą i radością: krzyż Chrystusowy, Feretron z Wizerunkiem Matki Bożej i świętego Wojciecha, liczne sztandary, poduszeczki, wstążeczki, dzwoneczki, no i koniecznie kwiatuszki – koszyczki płatków różnokolorowych, które małe dziecięce rączki rzucają z przejęciem na drodze Pana Jezusa. Pan organista śpiewa z przejęciem przez mikrofon, czasami nawet sam za wszystkich. Wierni w tym upale chowają się w cieniu, gdzie tylko mogą. A tu trzeba uczcić uczciwie Pana Jezusa przy czterech ołtarzach. Kapłan śpiewa Ewangelię o Zbawicielu, który jest naszym Odkupicielem, dobrym Pasterzem i pokarmem z nieba. Cztery ołtarze zostały, jak co roku pięknie przygotowane, kapłani stąpali po barwnych dywanach, a monstrancja z Najświętszym Sakramentem stała wśród świec i kwiatów. Po całej naszej przykościelnej okolicy rozlegał się dźwięk dzwonków, ministranci pilnowali pachnącego kadzidła. Mamusie troskliwie współpracowały z siostrą, prowadząc dzieci sypiące kwiatki na drodze Hostii. Ksiądz szedł skupiony pod baldachimem, niesionym przez czterech mężów Bożych. Przy ostatnim ołtarzu ksiądz Proboszcz miał kazanie, bacząc na to, aby nikogo nie poraziło ostre czerwcowe słońce. I tak też było, zdrowi i napełnieni Bożą Miłością, otzrymawszy błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem, wróciliśmy do siebie, przemienieni i szczęśliwi.